AL DI MEOLA
28.03.2004
Teatr Wielki
Łódź
____________________

BILET

GALERIA

SETLISTA
____________________

POWRÓT

GUESTBOOK

 

RELACJA

Kot
23.08.2006

Pierwszy koncert Ala na jakim byłem wspominam bardzo ciepło. Nie byłem wówczas jeszcze przyzwyczajony do koncertowych wyjazdów, a trzeba było się dostać do Łodzi - i to pociągiem, więc była to wtedy nie lada wyrypa. Dziś taki wypadzik to już żadna mecyja, no ale wtedy sama podróż była swoistym wydarzeniem :).

Ponieważ koncert odbywał się w Teatrze Wielkim, cechowała go specyficzna otoczka. Przede wszystkim, większość zgromadzonych ludzi była, poza tym, że nieco dojrzalsza od nas (że się tak wyrażę), to jeszcze ubrana w stroje wieczorowe. Nie każdy patrzył z jednakową życzliwością na młodzika ubranego w czarną koszulkę z logiem Metalliki. Na szczęście garnitur nie był wymagany by zostać wpuszczonym na salę.

Skoro już o tym mowa. Ponieważ decyzja o wyjeździe została podjęta stosunkowo późno, nie było już możliwości zakupienia najlepszych biletów. Wydarzenie obserwowałm więc z balkonu, z dość dużej odległości. Na szczęście sala łódzkiego teatru jest tak skonstruowana, że bez względu na miejsce widoczność jest akceptowalna. Zresztą to co najważniejsze na koncercie jazzowym, a więc dźwięk - był wyjątkowo dobry. Sala okazała się mieć dobrą akustykę - może nie było zbyt głośno, ale było bardzo selektywnie i dynamicznie, a to najważniejsze.

Zespół występował jeszcze wówczas w czteroosobowym składzie (bez basisty), a na repertuar składały się głównie utwory z późniejszych płyt Ala (tych wydanych w drugiej połowie lat 90-tych), więc koncert miał wyjątkowo jazzowy charakter. Przeważała gitara akustyczna, co nie oznacza, że zabrakło mocy czy ekspresji. Wręcz przeciwnie. Cała publiczność regularnie była wręcz wgniatana w fotel.

Al zaczął od krókiego przywitania i podkreślenia, że koncerty w Polsce są dla niego wyjątkowe (i nie ma w tym fałszywego wchodzenia w tyłek polskiej publiczności - ale to temat na osobny tekst). Następnie przedstawił zespół, który wyglądał wówczas tak: Mario Parmisano - instrumenty klawiszowe, Ernie Adams - perkusja, Gumbi Ortiz - instrumenty perkusyjne i oczywiście Al Di Meola - instrumenty gitarowe :). Pierwszym utworem była rewelacyjna Innamorata - trwająca niemal 12 minut i utwierdzająca ostatecznie w przekonaniu, że rozpoczyna się wieczór absolutnie wyjątkowy.

Jednym z najjaśniejszych punktów koncertu było odegranie przez Ala utworu One Night Last June z płyty Kiss My Axe. A to dlatego, że płyta ta kojarzyła się mnie i mojej ówczesnej dziewczynie z pięknymi wspólnie spędzonymi chwilami - a wyjazd na koncert był rocznicowym prezentem. Można wię powiedzieć że Al utrafił z repertuarem hehe :). A tak poza tym One Night Last June to jeden z najlepszych utworów Ala.

Kolejną miłą niespodzianką był genialny pojedynek dwóch perkusistów - Erniego i Gumbiego. Wtedy chyba po raz pierwszy w życiu zobaczyłem na żywo tak świetne solo na perkusji, nie dość że grane na raz przez dwóch muzyków to jeszcze pełne smaczków i żartów muzycznych.

Następnie na scenie pojawił się ponownie Al i został na niej sam z Gumbim - razem zagrali 10-minutowy Medley w skład którego wchodził między innymi klasyczny kawałek Rhapsody of Fire. Al i Gumbi to kolejny perfekcyjnie zgrany duet, który oczarował publiczność tak wirtuozerią jak i licznymi akcentami humorystycznymi. Nasz opad szczęki raz po raz przerywany był atakami śmiechu.

Po świetnie odegranych Libertango Astora Piazzolli i Fugacie, Al pożegnał się z publicznością i zespół zniknął w kuluarach. To jednak nie mógł być koniec wieczoru - niekończącymi się owacjami na stojąco muzycy zostali zaproszeni z powrotem na scenę. Na pierwszy bis Al zagrał kolejno: całą Azzurę (trwającą blisko 13 minut) oraz Double Concerto. Publiczność jednak dalej nie dawała za wygraną.

Ostatnim bisem była więc 15-minutowa genialna wersja Beyond the Mirage z płyty The Infinite Desire. Po tym przepysznym deserze Al podszedł do pierwszego rzędu i przybijał piątki ze szczęściarzami stojącymi pod deskami sceny. Następnie zjawił się konferansjer i zdradził, że pół godziny po koncercie Al będzie podpisywał płyty!

Z tej okazji nie można było nie skorzystać - i chociaż tłum był wielki (jak to w Polsce - a do tego to przecież Łódź, ludzie wyćwiczeni po otwarciu Media Markt), udało mi się dopchać do Ala i zdobyć upragniony autograf.. niestety tylko na bilecie, bo nie przewidziałem takiego rozwoju wydarzeń i wszystkie płytki zostały w domu. Ale to było dopiero pierwsze Meet & Greet, zaległości nadrobiłem prędko na kolejnych koncertach...

www.000webhost.com